wtorek, 31 maja 2016

Spotlight. Zdrada. Kryzys w Kościele katolickim

Autorzy – Matt Carroll, Kevin Cullen, Thomas Farragher, Stephen Kurkjian, Michael Paulson, Sacha Pfeiiffer, Michael Rezendes, Walter V. Robinson
Tytuł – Spotlight. Zdrada. Kryzys w Kościele katolickim
Tytuł oryginału – Betrayal. The Crisis In the Catholic Church
Przekład – Magdalena Shaw, Agata Zano
ISBN 978-83-276-2144-3

Spotlight. Zdrada

Nagrodzone Pulitzerem śledztwo dziennikarzy Boston Globe, na podstawie którego powstał głośny film Spotlight, laureat: dwóch Oscarów, za najlepszy film i scenariusz oryginalny i BAFTY za najlepszy scenariusz.
Ta książka zawiera odkrycia zespołu reporterskiego Spotlight, pracującego dla „Boston Globe” – twarde fakty i bolesne doświadczenia ofiar molestowania, prawników i księży, ukrywane przez dziesiątki lat. Połączone w całość stanowią wstrząsającą historię przemilczeń i głębokiego zepsucia, opowiadają o skandalu, który rozegrał się w samym sercu bostońskiej archidiecezji. Właśnie te odkrycia doprowadziły do podjęcia podobnych śledztw w dziesiątkach miast w Stanach Zjednoczonych i w innych częściach świata. Rzuciły światło na wieloletni problem przestępstw seksualnych popełnianych przez księży, a także na fakt tuszowania tych działań przez instytucje kościelne, które nie robiły nic, by je powstrzymać. To problem, z którym mierzymy się do dziś.
Ksiądz to osoba, która powinna wzbudzać szacunek. Osoba, do której idzie się po radę i pomoc. Nie jestem ślepo wierząca, krzyżem w kościele nie leżę, ale bardzo żałuję, że ten odsetek księży, który dopuszcza się czynów lubieżnych, rzutuje na cały Kościół. Zdaję sobie sprawę, że ksiądz jest tylko człowiekiem i nie jest wolny od różnego rodzaju słabości. Jednak powinien za swoje grzechy płacić taką samą cenę jak my, cywile. 

Molestowanie seksualne dzieci uważam za zbrodnię ohydną. Brzydzę się tym i ludźmi, którzy dopuszczają się takich praktyk. Dzieci są niewinne, łatwowierne, a szczególnie w stosunku do księży. Garną się do nich, ufają im, sądząc że nie zaznają od nich krzywdy. Najgorsze jest to, że boją się wyznać prawdy w obawie, że nikt im nie uwierzy. Gdy skargi przynoszą oczekiwany efekt, zazwyczaj jest już za późno i psychika dziecka już ucierpiała. 

Musimy pamiętać, że księża to nie święte krowy i nie powinni być nietykalni. Dobrze, że istnieją ludzie, którzy nie boją się grzebać w takim „szambie” i wyciągać na światło dzienne podobne historie. Każdy z nas jest zobligowany do pomocy ludziom chcącym ujawnić prawdę za wszelką cenę. Ksiądz, czy nie ksiądz, powinien odpowiedzieć za swoje czyny i być bezwzględnie dożywotnio odsunięty od kontaktów z ludźmi, zwłaszcza z dziećmi.
Michael McCabe był początkującym ministrantem.  Dotyk nie wydawał mu się niczym podejrzanym. Były wczesne lata sześćdziesiąte, chłopiec niewiele wiedział o seksie i seksualności. To zawsze działo się mimochodem, wręcz od niechcenia. Nigdy nie przyszło mu do głowy, by powiedzieć cokolwiek rodzicom. Przecież mówił do Josepha Birminghama „ojcze”.
Spotlight to książka bardzo ważna i wartościowa, zdecydowanie bulwersująca i oburzająca, ale boleśnie prawdziwa. Śledztwo przeprowadzone przez dziennikarzy Boston Globe ujawniło szokujące fakty. Dramaty setek dzieci, setek ofiar zwyrodnialców. Czytając tę książkę odczuwa się gniew, gniew tym większy im więcej pokrzywdzonych. A takich ofiar na całym świecie liczy się w tysiące, jeżeli nie dziesiątki tysięcy. Żadne pieniądze, nawet wielkie, nie są w stanie wymazać tego ohydnego procederu. Tego nie da się zapomnieć.
Zrobił z tego normalny element naszych rozmów. Najpierw czułem się onieśmielony, ale on mówił: „Wiem, że to może być trochę dziwne i że się wstydzisz, ale nie ma czego. To normalne rozmawiać o swojej seksualności” (…) Zanim się zorientowałem, dotykał mnie w intymnych miejscach. A potem doprowadził mnie do wytrysku. Był przy tym bardzo łagodny, wycofywał się, gdy tylko wiedział, że robię się spięty i mówił: „Wszystko w porządku?  To zupełnie normalne.” Tłumaczył mi, że dobrze jest mieć wytrysk, i że dobrze, żebym czuł się przy nim swobodnie.
Dziennikarze Boston Globe nie wykorzystują pseudonimów. Piszą o tych obmierzłych poczynaniach używając pełnych imion i nazwisk, tak katów, jak ich ofiar. Strach bierze na myśl, że w twoim kościele ksiądz, którego znasz od dziecka może uprawiać taki proceder. Możliwe jest, że właśnie jego postępowanie w tej chwili zamiatane jest pod dywan, a prawnicy pracują nad ustaleniem kolejnego „zadośćuczynienia”.

Spotlight to nie jest książka łatwa, miła i przyjemna. Nie czyta jej się jednym tchem. Ja musiałam robić co jakiś czas przerwy. Za dużo tego ohydztwa na mnie spłynęło. Chwilami miałam problemy ze swobodnym oddychaniem. Nie jest to książka dla osób, które czytają tylko lekkie historie. Polecam czytelnikom o silnych nerwach. Tę książkę trzeba przeczytać ku przestrodze i ku pamięci.
Tych, którzy proszą, abyśmy wybaczyli i zapomnieli, proszę o zrozumienie. Każdy z ocalałych próbuje żyć dalej, po swojemu, nieustannie ważąc również drugą opcję. Niektórzy wcześnie zakończyli swoje zmagania poprzez samobójstwo, nadużywanie różnych substancji albo przemoc. Każdy z nas zaczął w jakiś sposób zdrowieć. Wróciliśmy do naszych marzeń, obroniliśmy dyplomy, założyliśmy rodziny, poszliśmy do pracy, a nawet szukaliśmy ukojenia w praktykach duchowych.  Ale nie możemy uciec od skutków zdrady popełnionej w imię Boga. Jest ona niezbywalną częścią tego, kim się staliśmy (…)
Nie wolno nam zapomnieć.
Dziękuję



Książka przeczytana w ramach wyzwań:

52/2016 – 87/52, Czytam opasłe tomiska – 410 = 5144 stron, Czytam zekranizowane książki, Historia z trupem, Motyw zdrady w literaturze, Przeczytam 100 książek w 2016 roku – 87/100, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 3,2  = 43 cm, Reading Challenge 2016, W 200 książek dookoła świata – Stany Zjednoczone

poniedziałek, 30 maja 2016

Historia pszczół - Maja Lunde

Autor – Maja Lunde
Tytuł – Historia pszczół
Tytuł oryginału – Bienes historie
Przekład – Anna Marciniakówka
ISBN 978-83-08-06106-0

Hertfordshire, 1852. William, przyrodnik, właśnie wpadł na genialny pomysł, jak zrewolucjonizować konstrukcję ula. Nie wie jednak,  że równolegle nad tym samym projektem pracuje inny wynalazca… 
Autumn Hill, 2007. Prowadzący rodzinną hodowlę pszczół George ma nadzieje, że jego syn Tom przejmie po nim interes. Dowiaduje się, że chłopak ma inne plany, a co więcej – w całych Stanach pszczoły zaczynają wymierać. 
Syczuan, 2098. W pozbawionym pszczół świecie przyszłości Tao od rana do nocy pracuje nad zapylaniem kwiatów. Pragnie, by jej syn, Wei-Wen, uniknął jej losu. Niespodziewanie jednak dziecko znika w tajemniczych okolicznościach, matka zaś rusza w podróż, by go odszukać.
Trzy historie, trzy opowieści, trzy płaszczyzny czasowe… ale wszędzie najważniejsza jest rodzina, relacje między jej członkami i pszczoły. Rewelacyjna powieść, przy której bardzo miło spędziłam czas, a czytając miałam okazję posłuchać zapylających kwiaty pszczół.

Czy faktycznie pszczołom grozi wymarcie? Część naukowców jest zdania, że właśnie taki koniec czeka te wyjątkowe owady. Rodzi się pytanie, jak ludzie poradzą sobie bez pożytecznych i bardzo pracowitych pszczół? Czy czeka nas taki los, jak w powieści Mai Lunde? Już teraz obserwuje się na świecie zwiększone wymieranie pszczół (CCD – Colony Collapse Disorder). Podobno główną winę ponoszą używane na szeroką skalę pestycydy. Może należałoby pomyśleć już teraz, gdy jest jeszcze czas na to, aby zmienić tez stan rzeczy.
Trzęsły mi się ręce, kiedy unosiłam plastikowy pojemnik z drogocennym pyłem. Wszyscy musimy pracować, by zdobywać pożywienie, mówiono nam, musimy sami wyhodować to, co będziemy jeść. Każdy musi wnieść swój wkład, nawet dzieci. Ba na co komu wykształcenie, kiedy magazyny zbożowe świecą pustkami? Kiedy porcje z każdym miesiącem stają się mniejsze i mniejsze? Kiedy człowiek kładzie się spać głodny?
Historia pszczół jest mądrą i ważną powieścią, którą ciężko sklasyfikować. Jest prawdziwym tyglem literackim, mieszczącym różne gatunki od dystopii do powieści psychologicznej. Maja Lunde snuje naprzemiennie trzy opowieści o trzech rodzinach, których życie związane jest z pszczołami. I w ten sposób przenosimy się do Anglii drugiej połowy XIX wieku, pierwszych lat wieku XXI w Stanach Zjednoczonych i do wcale nie tak odległej przyszłości, bo do 2098 roku w Chinach. Poznajemy trzech głównych bohaterów: Williama, George’a, Tao i ich rodziny. Zgłębiamy świat w jakim przyszło im żyć. Przenikamy przez historie tych osób, które nie są do pozazdroszczenia, zwłaszcza opowieść o Tao i jej poszukiwaniu ukochanego trzyletniego synka.

Nie wiedziałam czego spodziewać się po tak tajemniczym tytule jak Historia pszczół, który mógłby z powodzeniem być tytułem podręcznika do biologii. Nie żałuję ani jednej minuty spędzonej z tą książką. Nie rozerwałam się, bo to nie jest powieść czysto rozrywkowa. Udzielało mi się napięcie, które towarzyszy każdej z trzech opowiadanych historii. Ale też udzielał mi się wyjątkowy spokój, który towarzyszy wszystkim zajmującym się tymi owadami. 
Jajeczka mają nie więcej niż półtora milimetra długości. Jedno w każdej komórce, szarawe na tle żółtego wosku. Po trzech dniach wykluje się larwa, ona, bo najczęściej to właśnie jest ona, traktowana jak rozpieszczone dziecko. Potem następują doby wzrostu, zanim komórki zostaną zamknięte warstwą wosku. W środku larwa tworzy kokon, oplata go wokół siebie. Będzie to kostium chroniący przed wszystkim i wszystkimi (…) No i nareszcie staje się pszczołą-zbieraczką. Wylatuje z ula sama, jest wolna, pozwala, by skrzydła niosły ją od jednej rośliny do drugiej, zbiera z kwiatów słodki nektar, pyłek i wodę. Pokonuje kilometr za kilometrem…
Kiedy pszczoła zniknie z powierzchni Ziemi, człowiekowi pozostaną już tylko cztery lata życia. Skoro nie będzie pszczół, nie będzie też zapylania. Zabraknie więc roślin, potem zwierząt, wreszcie przyjdzie kolej na człowieka... Te słowa Charlesa Darwina wydają się dzisiaj prorocze i do nich również odnosi się powieść Lunde, choć znajduje rozwiązanie w postaci zapylających kwiaty ludzi. Pozostaje mieć nadzieję, że jednak nie czeka nas taki koniec, gdy będziemy, zamiast pszczół przemierzać liczne gałęzie, jak bohaterka jednej z opowieści Tao.

Nie pozostaje mi nic innego, jak gorąco polecić powieść Mai Lunde wszystkim, którzy szukają czegoś więcej niż rozrywki. To naprawdę wyjątkowa, bardzo ciekawa historia, dotykająca, oprócz pszczół oczywiście, tematu rodziny, więzi i stosunków między rodzicami i dziećmi. To powieść ukazująca subtelności ludzkiej wytrzymałości i psychiki. Polecam z czystym sumieniem.

Dziękuję



Książka bierze udział w wyzwaniach:

52/2016 – 86/52, Czytam opasłe tomiska – 520 = 4734 strony, Czytamy literaturę skandynawską – Norwegia, Cztery pory roku, Historia z trupem, Kiedyś przeczytam 2016, Klucznik, Przeczytam 100 książek w 2016 roku – 86/100, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 4,2 = 39,8 cm, Reading Challenge 2016, W 200 książek dookoła świata – Norwegia, Wielkobukowe wyzwanie

niedziela, 29 maja 2016

Program, część 0. Remedium - Suzanne Young

Autor – Suzanne Young
Tytuł – Remedium
Tytuł oryginału – The Remedy
Seria – Program, część 0
ISBN 978-83-7229-557-6

Czy można wcielać się w różne postaci, nie tracąc swojej własnej tożsamości? 
Siedemnastoletnia Quinlan McKee ma niezwykły dar i od lat z powodzeniem go wykorzystuje – niesie pocieszenie rodzinom zmarłych nastolatków. Pomaga krewnym przetrwać żałobę, wchodząc na pewien czas w rolę tych, którzy niedawno odeszli. Nosi ubrania i fryzury zmarłych, a obejrzawszy filmy i zdjęcia z ich udziałem, przejmuje ich zachowania. Czasem nawet zdarza jej się mylić swoją własną przeszłość z losami tych, których role odgrywa. Jest tylko jeden warunek: nie wolno jej się angażować emocjonalnie.Choć doskonale wie, że jest to surowo zabronione, to od kiedy stała się Cataliną Barnes, między nią a chłopakiem zmarłej dziewczyny zaczyna rodzić się więź. A to dopiero początek trudności. Bo gdy Quinlan poznaje prawdę o śmierci Cataliny, komplikacji przybywa. Ponieważ ta śmierć mogła nastąpić w wyniku epidemii…
Remedium to trzecia i ostatnia część Programu, chociaż w sumie powinna być pierwszą. Seria kończy się początkiem dziwnej epidemii, której ofiarami padają młodzi ludzie. Epidemii, która prawie zawsze kończy się samobójczą śmiercią „chorego” nastolatka. Program został wdrożony, żeby zapobiec tym niepotrzebnym śmierciom. Remedium opowiada historię sprzed powstania Programu.

Quinlan to niezwykła i empatyczna nastolatka, którą polubiłam od pierwszych stron powieści. Dziewczyna jest zatrudniona jako „pocieszycielka” rodzin zmarłych nastolatków. Chociaż słowo pocieszycielka, nie oddaje tego, co robi Quinlan – jest sobowtórem. Pomaga rodzinom pogodzić się ze straszną stratą i na krótką chwilę zajmuje miejsce ich dziecka. Przyjmuje ich wygląd, a dzięki licznym zdjęciom i filmom potrafi się dosłownie przeobrazić w zmarłą. Dzięki niej rodziny mogą pogodzić się z odejściem dziecka i pożegnać się, kończąc w ten sposób pewien etap żałoby. Najgorsze jest jednak to, że w każdym momencie może zatracić siebie. Musi uważać, by rola, w którą wchodzi, nie zdominowała jej dotychczasowego życia.
Sobowtór musi przejawiać empatię i zrozumienie w stosunku do swoich klientów. Musi zawsze zachowywać się profesjonalnie, zwłaszcza gdy jest w trakcie realizacji zlecenia (…) celem jest wykorzystanie wspomnień klienta do zamknięcia pętli żałoby. Chodzi o umożliwienie klientowi pogodzenie się z nową sytuacją życiową. Sobowtór pomaga klientom odnaleźć swoje miejsce w nowym świecie, w którym zabrakło zmarłej bliskiej osoby i zachować przy tym kruchą równowagę między wyparciem a akceptacją.
Niestety, dobrze naoliwiona maszyna, którą jest Quinlan, zaczyna szwankować, gdy nastolatka przeistacza się w Catalinę. Zaczyna się dziać coś niedobrego. Dziewczyna odczuwa dziwną więź z chłopakiem zmarłej. Między nastolatkami iskrzy i pojawiają się silne emocje. Emocje, których nie powinno być. 
Ludzie zwykle uważają, że najbardziej boli złamane serce. Brzmi to chyba bardziej romantycznie, ale tak naprawdę za cierpienie odpowiada umysł, a ten da się oszukać.
Remedium, mimo obaw jakie miałam, dorównuje poziomem wcześniejszym częściom Programu. Ciężar opowiadanej historii jest znaczący. Śmierć, żałoba, rozpacz… Jednak wszystkie części cyklu czyta się bardzo dobrze, co jest niewątpliwie zasługą lekkiego pióra i stylu pisania Suzanne Young. Będę obserwowała nowości, żeby nie przegapić kolejnych powieści tej autorki. I sądzę, że większość czytelników, którzy zetknęli się z Programem, z chęcią sięgną po kolejne książki tej amerykańskiej pisarki.

Tymczasem polecam zerową część Programu tym, którzy nie boją się trudnych tematów. Tym, którzy lubią dystopijne powieści. Wszystkim, którzy czytali dwie wcześniejsze części, chociaż sądzę, że akurat wielbicielom cyklu polecać jej nie trzeba. Sami będą jej poszukiwać. I nie obawiajcie się. Mimo, iż to powieść młodzieżowa, jest napisana bardzo dojrzale, więc z pewnością i starszym czytelnikom przypadnie do gustu.
Wzrost liczby samobójstw popełnianych jako efekt naśladownictwa nie był niczym nowym. Jedno samobójstwo stawało się inspiracją dla kolejnego, przy czym nie obserwowano żadnych innych przyczyn poza potrzebą naśladownictwa. Przypominało to efekt domina. Właśnie dlatego unikano podawania w wiadomościach szczegółów dotyczących takich przypadków – po prostu nie chciano dawać złego przykładu odbiorcom. Czyżby teraz wydział żałoby właśnie do tego wykorzystywał sobowtóry? Mieliśmy wpływać na to, jak postrzega się śmierć w społeczeństwie?
Dziękuję



Książka bierze udział w wyzwaniach:

52/2016 – 85/52, Czytam fantastykę, Czytam opasłe tomiska – 430 = 4214 stron, Czytam Young Adult, Dziecinnie, Historia z trupem, Kiedyś przeczytam 2016, Motyw zdrady w literaturze, Przeczytam 100 książek w 2016 roku – 85/100, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 3 = 35,6 cm, Reading Challenge 2016, W 200 książek dookoła świata – Stany Zjednoczone

czwartek, 26 maja 2016

Serce ze szkła - Kathrin Lange

Autor – Kathrin Lange
Tytuł – Serce ze szkła
Tytuł oryginału – Herz aus Glas
Przekład – Miłosz Urban
ISBN 978-83-287-0053-6


Gdy otrzymałam tę książkę od wydawnictwa, zastanawiałam się długo nad wzięciem jej do ręki. Trochę żałośnie wyglądająca różowa okładka z sercem ze szkła jawiła mi się tanim romansem. Jednak to, co otrzymałam romansem zdecydowanie nie jest, choć związki damsko-męskie występują. Serce ze szkła to pierwsza część trylogii. Powieść jest thrillerem dla młodzieży, ale zapewniam, że starszy czytelnik się z nią nie będzie nudził.
Juli wraz z ojcem pisarzem spędza przerwę świąteczna w posiadłości zamożnego wydawcy. Od pierwszej chwili jest zafascynowana małomównym synem właściciela, Davidem. Jego narzeczona, Charlie, niedawno zginęła, spadając z klifu. Juli dzień po dniu stara się zbliżyć do Davida i poznać okoliczności śmierci pięknej Charlie. Jednak ciekawość może doprowadzić ją do obłędu. Wkrótce zaczyna słyszeć głosy, a tajemnicza postać w czerwonej sukni usiłuje zwabić ją na skraj urwiska. Kto próbuje wpędzić Juli w odmęty szaleństwa? Jakie siły sprzysięgły się, by prawda o Charlie nie wyszła na jaw?
Mamy dwudziesty pierwszy wiek i coraz trudniej jest wierzyć w coś, czego nie da się racjonalnie wytłumaczyć. Tajemnicze klątwy traktujemy z przymrużeniem oka, nie do końca w nie wierząc. Tak też podchodzi do sprawy główna bohaterka Serca ze szkła, Juli. Bo nawet jak poczuje się dziwny chłodek w okolicy karku, można to wytłumaczyć drobnym przeciągiem, a słyszenie głosów zwyczajnym przesłyszeniem. Gorzej jest, gdy nie wiadomo w jaki sposób opuściło się w środku nocy bezpieczny, wydawałoby się, pokój i znalazło z zupełnie innym miejscu. Miejscu, w którym nawet za dnia nie chciałoby się znaleźć.
Jego spojrzenie było niczym cios obuchem. Jakie ma smutne oczy, pomyślałam. Jak ktoś, kto stoi nad przepaścią, jedną nogą jest już za krawędzią i cieszy się, że w końcu spadnie. Do dziś nie potrafię wyjaśnić, dlaczego widok Davida natychmiast przyszedł mi do głowy upadek. Wraz z upływem czasu wzrasta we mnie jednak przekonanie, że już wtedy, od pierwszej chwili naszej znajomości, przeczuwałam grozę tego, co miało nadejść.
Powieść jest trochę teatralna, ale to w niczym nie przeszkadza, a niewielka ilość występujących postaci tylko ułatwia zarówno rozumienie tekstu, jak i czytanie. Mamy więc tajemniczą wyspę Martha’s Vineyard, solidną dawkę tajemnic, paskudną klątwę, dzięki której żadna kobieta nigdy nie zazna szczęścia w miłości. Dodatkowo, a może przede wszystkim zagadkowe samobójstwa. Autorka wzorowała się na thrillerze gotyckim Daphne du Maurier Rebeka. I przyznaję, że klimat ta powieść ma niesamowity, mroczny i chłodny.
Ludzie twierdzą, że Maldeleine Bower była w drodze do Savannah, gdzie miała wyjść za mąż. Być może, jak pozostali pasażerowie, ratowała się, czepiając się takielunku, jednak nie starczyło jej sił, by wytrzymać do nadejścia pomocy. Wraz z ostatnim tchnieniem miała przekląć klify Gay Head. Zgodnie z jej klątwą nikt po tej stronie wyspy nie znajdzie szczęści w miłości (…) Przez długi czas po zatonięciu statku ta historia nie była niczym więcej jak opowieścią przekazywaną z ust do ust. Jednak w pewnym momencie, na nieszczęście, zaczęła żyć własnym życiem.
Ale dosyć już chwalenia. Główny zarzut, to główna bohaterka. Niby mądra dziewczyna, ze sprecyzowanymi planami na przyszłość, ale jakaś nierozsądna. Zakochuje się w mrukliwym chłopaku od pierwszego wejrzenia. Przecież nawet go nie zna, a on nie robi na niej dobrego wrażenia. Skąd więc od razu to ogromne uczucie, które rozbija jej szklane serce na miliony kawałków, co kilka stron. Prawdę mówiąc żadna z tych postaci nie była na tyle ciekawa, żebym chciała się z nią utożsamiać. Z każdym coś jest nie tak. Ale dobra, już się nie będę czepiać.

W sumie książka nie jest zła. Autorka ma bardzo lekkie pióro, dzięki czemu kartki same się przewracają, a całość czyta się niezwykle szybko. Do tego ten tajemniczy i mroczny klimat powieści powoduje, że nie sposób się przy niej nudzić. Bardzo możliwe jest zarwanie nocy. Na półce czeka już na mnie druga część Serce w kawałkach i jestem ciekawa, czy też tak dobrze będzie mi się ją czytało. Serce ze szkła polecam szczególnie młodym czytelnikom, ale uważam, że książka może się podobać szerszej rzeszy odbiorców. Polecam także tym, którzy lubią mroczne thrillery.

Czy zaryzykujesz podróż na Martha’s Vineyard?
Huk morza nie był tak ogłuszający jak zazwyczaj. Ale może dlatego że szumiało mi w uszach. Strach wrócił ze zdwojoną siłą, a serce waliło jak szalone, pewnie ze dwieście razy na minutę. Adrenalina krążyła w moich żyłach, lecz to wszystko na nic! (…) W tym momencie zrozumiałam, że zaraz zginę. Morze ni docierało dziś do klifów. Ostre, pojedyncze skały wystawały z wody. (…) Starałam oswoić się z myślą rychłej śmierci. Ale tak się nie da. Człowiek nie potrafi sobie tego wyobrazić.
Dziękuję



Książka bierze udział w wyzwaniach:

52/2016 – 84/52, Celuj w zdanie, Czytam opasłe tomiska – 448 = 3784 strony, Czytam Young Adult, Dziecinnie, Gra w kolory, Grunt to okładka, Historia z trupem, Kiedyś przeczytam 2016, Motyw zdrady w literaturze, Pod hasłem 2016, Przeczytam 100 książek w 2016 roku – 84/100, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu – 3 = 32,6 cm, Reading Challenge 2016, W 200 książek dookoła świata - Niemcy

poniedziałek, 23 maja 2016

Nowe wyzwanie?

Czy sądzicie, że połowa roku, to dobry czas, aby uruchomić nowe wyzwanie?
Mam nadzieję, że znajdą się chętni. 
Żeby wyzwanie wystartowało muszę zebrać przynajmniej dziesięć osób!
No tak, nie wiecie o co chodzi :)

Wyzwanie będzie się nazywało - Czytamy Nowości

Będą się liczyły wszystkie książki do pół roku od premiery.
Wiem, że czytacie mnóstwo właśnie takich książek [egzemplarze recenzenckie też się liczą]. Ja też czytam.

Pod tym postem możecie wyrażać opinie na temat tego wyzwania.
Co o nim sądzicie?




niedziela, 22 maja 2016

Ziemia Niczyja - Jan Waletow

Autor – Jan Waletow
Tytuł – Ziemia Niczyja
Tytuł oryginału – Ничья земля
Seria – Fabryczna Zona
Przekład – Ewa Białołęcka
ISBN 978-83-7964-150-5

ziemiaNiczyja-02

Ziemia Niczyja to kolejna powieść postapokaliptyczna z serii Fabryczna Zona, a moje drugie spotkanie z tym cyklem. Jak więc łatwo się domyślić, nie jestem specjalistką od postapo wydawanego przez Fabrykę Słów. Ale przecież tego typu powieści nie są tylko dla znawców tematu. Książki są formą rozrywki i przyznaję, że dość miło (choć może „miło” to nie jest najlepsze słowo) spędziłam czas przenosząc się na Ziemie Niczyje. Oczywiście dopiero wtedy, gdy już się wgryzłam w opowiadaną historię, bo z początku szło mi z oporami.
Świat, w którym runęły zapory i miliony ludzi straciło życie w ciągu zaledwie kilku dni. Strefa klęski żywiołowej skażona na całe wieki, w której nie działają ni prawa natury, ani prawa ludzkie. Dawna Ukraina, rozerwana na części przez Zachodnia Konfederację i Rosyjskie Imperium. Więzienie dla opozycjonistów i kryminalistów, poligon niehumanitarnych eksperymentów na ludziach, punkt przerzutowy dla handlarzy bronią i narkotykami, pole walki między spec służbami różnych krajów, strefa buforowa między Wschodem a Zachodem, chroniona przez wojska ONZ, pole minowe i tysiące kilometrów zapór z drutu kolczastego.
Od powieści postapo oczekuję ciarek w niektórych częściach ciała i w tym przypadku również dostałam to, czego szukałam. Przede wszystkim jest ciekawie i często po plecach przebiegał mi dreszczyk emocji. Jest świat po apokalipsie. Świat wyniszczony, w którym, wydawać by się mogło, nie ma miejsca dla ludzi. Ludzie jednak są podobne do zwierząt, które potrafią się odnaleźć w różnych, nawet najgorszych sytuacjach. Niedobitki egzystują, próbując się dostosować do niesprzyjających warunków i przetrwać.

Głównym bohaterem jest Michaił Siergiejew, który wraz z nastoletnim chłopcem Milczkiem przemierza wyniszczoną ziemię. Nie sposób polubić Michaiła. Jest cwany i wyrachowany, pod maską całkowitej obojętności skrywający swoje dotychczasowe życie. Ich droga nie jest miła ani bezpieczna, stanowi wszak przestrzeń po Potopie, gdzie zapuszczają się tylko ci, którzy muszą. Oprócz innych ocalałych, grożą im sfory psów lub pułapki stworzone przez zdradliwą naturę.

Ziemia Niczyja, nie należąca do nikogo, ale jednocześnie przynależna wszystkim, którzy przetrwali. To miejsce, w którym towarzyszymy Michaiłowi i Milczkowi. Ale także miejsce, gdzie działają gangi, odbywają się walki o władzę, gdzie szmugluje się narkotyki czy broń. Lubię takie książki, gdzie nigdzie nikomu się nie śpieszy; gdzie historia opowiadana jest niespiesznie. Ta powieść taka jest, zresztą dokąd śpieszyć się, gdy praktycznie nic już nie ma. Gdzie to, co było, trafił szlag.
Ile czasu potrzeba, by nowe pokolenie wyrosło na nieludzi? Czyżby aż tak mało? A najstraszniejsze jest to, że oni to uważają za życie. Normalne, zwykłe życie. Nie znają innego. Wybacz mi, panie! I jej też wybacz. Ichneumon miał rację – nigdy nie trafimy do raju! Stąd prowadzi prosta droga do piekła. Bez odpuszczenia grzechów, bez modlitwy. I ciało nigdy nie spocznie w poświęconej ziemi. Ile takich płytkich grobów jest na Ziemi Niczyjej, któż policzy? Wybacz jej, Boże! (…) Okaż miłosierdzie, Panie, dzieciom i zwierzętom, dla nas o nic nie proszę. Nie jesteśmy dziećmi, a i zwierzęta są lepsze od nas.
Czytałam kiedyś Łabędzi śpiew Roberta McCammona. To było moje pierwsze albo drugie spotkanie z literaturą postapokaliptyczną. Zaczarowała mnie ta dwutomowa, obszerna powieść. Dla mnie, niewprawnej czytelniczce gatunku, nie ma porównania. Powieść McCammona była według mnie świetna, akcja nie leciała na złamanie karku podobnie jak u Waletowa, ale opowieść była zdecydowanie ciekawsza. Skutki choroby popromiennej zmieniły oblicza większości osób, upodabniając ich do groteskowych i strasznych masek. W Ziemi Niczyjej nie ma takich anomalii. Chyba mi trochę tego brakowało. U Stephena Kinga, w powieści Bastion, mamy do czynienia ze śmiertelnym wirusem. Tutaj śmierć może nas spotkać jedynie z rąk naszych pobratymców lub zdziczałych zwierząt.

Jednak powieść Waletowa zainteresowała mnie na tyle, że chętnie sięgnę po kolejną część Dzieci Kapiszcza. Kto wie, co Jan Waletow szykuje dla nas, czytelników w drugiej odsłonie. Niestety, nie mogę powiedzieć, że powieść Waletowa czytało mi się łatwo. Kilkakrotnie ją odkładałam, by po chwili odpoczynku znów wziąć ją do ręki. Nie wiem czy Ziemia Niczyja spodoba się miłośnikom prozy postapo, bo jak napisałam wcześniej, dopiero zaczynam stawiać w niej pierwsze kroki. Myślę, że powieść przypadnie do gustu takim osobom, jak ja, raczkującym w tym gatunku.
Ta zatruta, krwawiąca ziemia jest ojczyzną dla wielu, którzy przeżyli katastrofę. Ojczyzną, której są gotowi bronić do ostatniego tchu, dawno umarłych dla całego pozostałego świata. Ich ziemia, Ziemia Niczyja. 
Dziękuję



Książka bierze udział w wyzwaniach:

sobota, 21 maja 2016

Wywiad z Magdaleną Ludwiczak

Pamiętacie konkurs? Następstwem tego właśnie konkursu jest wywiad z pisarką, autorką Dziewczyny z zaułka Magdaleną Ludwiczak, który powstał dzięki Wam. Bo, to Wy zadaliście pytania. Na końcu dowiecie się, kto wygrał powieść Pani Magdaleny.
Życzę przyjemnej lektury :)
                                            

Cyrysia


Kocha Pani podróże. Czy jest jakieś miejsce, które wspomina Pani ze szczególnym sentymentem?

Magdalena LudwiczakUwielbiam podróże dalekie i bliskie, zarówno te na koniec Polski, jak i za granicę.  Najbardziej kocham wszystkie miejsca z dostępem do morza, a ponieważ do naszego Bałtyku mam najbliżej, więc kocham go najbardziej. Marzeniem moim jest zamieszkać kiedyś właśnie w nadmorskiej miejscowości, słyszeć szum fal i czuć powiew  morskiego powierza. Tam pisać dalej...

Nikhola

1.Proszę nam zdradzić Pani przepis na napisanie dobrej powieści. Co w trakcie pisania jest dla Pani najłatwiejsze, a co najtrudniejsze? Czy pojawia się brak weny twórczej (a jeśli tak to jak sobie Pani radzi z jej "kaprysami")

M.L. Niestety nie znam przepisu na dobrą powieść, ale myślę, że najważniejsza w nich jest prawda o człowieku i brak sztuczności w zachowaniach bohaterów. Piszę to co serce mi dyktuje. Brak weny- tak, pojawia się czasami na 3-4 tygodnie i wtedy nie jestem w stanie napisać ani słowa, wtedy czekam. Gdy pojawia się, to palce nie nadążają nad myślami i wtedy wszystko nadganiam:) i jestem szczęśliwa.

2.Czy po wydaniu pierwszej książki "Cztery Rubiny" Pani życie się zmieniło? Jakie są plusy i minusy bycia autorką?

M.L. – Zmieniło się o tyle, że jestem jeszcze bardziej szczęśliwym człowiekiem, ponieważ okazało się, że moje książki sprawiają ludziom przyjemność, a to cieszy najbardziej. Słowa i reakcje które do mnie docierają czynią mnie spełnioną. A to nie koniec...:)

       3. Czy miała Pani wpływ na wybór okładki do książki "Dziewczyna z zaułka"? A może pojawił się na niej Pani rysunek (pytam - bo przeczytałam, że pasjonuje się Pani rysunkiem)? :)

M.L.Tak, jestem plastykiem, a wizję okładki miałam od samego początku. Wiedziałam również, kto mi ją wykona. Zrobiła to młoda maturzystka Klaudia Łęszczak, dziewczyna bardzo uzdolniona, którą cenię od dawna za jej warsztat. To był jej pierwszy taki projekt,  co przysporzyło mi i jej wiele radości. Wykonała pracę dokładnie z moją wizją, nie gubiąc nic ze swojego stylu.

Terencjo

1. Czy łatwo jest Pani pogodzić pracę, życie prywatne, hobby z czasem na pisanie? I gdzie Pani najczęściej pisze- wszędzie gdzie popadnie w wolnej chwili czy wręcz ma Pani swoje miejsce, ‘pracownię'?

M.L.Niestety nie jest łatwo to pogodzić. Praca w tych czasach wymaga wiele zaangażowania, a pisanie nie jest proste, lecz godzę to, bo uwielbiam to robić. Moją pracownią są wszystkie miejsca w których najdzie mnie wena. Mam najmniejszy laptop z możliwych po to, by mieć go przy sobie w łóżku, na rowerze i spacerze. Często jadę do Międzychodzkiej restauracji mieszczącej się nad jeziorem miejskim, gdzie siadam na tarasie i o wschodzie lub zachodzi słońca piszę. Uwielbiam to uczucie. Słowa płyną, a kawa stygnie...

2. Pisze Pani od razu na komputerze czy w notesie?

M.L. – Piszę w komputerze, co daje mi możliwość szybkiej korekty oraz dobre tempo pisania.

3. Co Pani robi, gdy straci wenę? Gdzie jej szuka, np. czytając w tym czasie dużo książek albo oglądając filmy? Czy ją Pani wymusza np. pisząc na siłę (niektóre osoby twierdzą, że trzeba codziennie pisać, choćby się to nie kleiło, ale codzienne pisanie to podstawa)?

M.L. Niestety nie da się jej wymusić, próbowałam czasami, ale kończyło się tylko na czytaniu wcześniej napisanego tekstu, ewentualnym dopisaniu kilkunastu zdań. Codzienne pisanie nie jest konieczne, ale pewnie każdy ma inny sposób na nie, ja mam taki, że  gdy jest pomysł, to natychmiast siadam i piszę, gdy go brak – jest pauza.

Ejotek

1. Gdyby mogła Pani zmienić się na jeden dzień w inną osobę lub zwierzę to kogo ujrzałaby Pani w lustrze? I dlaczego taki wybór?

M.L. Ciekawe pytanie...trudne...Pewnie w każdej postaci chciałabym zagościć na chwilę (pominę zwierzęta). Zastanawiam się czasami jak czują się ludzie dyskryminowani np. ciemnoskórzy, geje, chorzy ( bo i z taką dyskryminacją się spotykamy) lub po prostu skrajnie biedni. Bałabym się chyba tego co bym poczuła, więc może lepiej, że nie jest to możliwe,  i  że zostanie to tylko w sferze domysłów i smutnej prawdy.

2. Przypuśćmy, że wygrała Pani konkurs, w którym główną nagrodą był obiad w restauracji - jakie dania są w stanie dopieścić Pani zmysł smaku? Co by Pani wybrała najchętniej?

M.L.To jest już prostsze:) Uwielbiam wiele kuchni, lecz przede wszystkim sushi. Jest dla mnie kwintesencją świeżości i zdrowia. Nawet nauczyłam się sama je robić, ponieważ w małym miasteczku nie ma restauracji z japońskim menu.

3. Czy ma Pani swojego ulubionego bohatera literackiego?

M.L. Mam. To hrabia Monte Christo. Na zawsze. Szlachetność i honor w jedne postaci. Uwielbiam go. Jest też Michał Anioł („Udręka i ekstaza”), którego cenię za upór w dążeniu do spełnienia marzeń.

Siostry dają radę

1. Mówi się, że w każdej książce jest choć ziarnko z prawdziwego życia bohatera, jak jest w tym wypadku? Czy w książce znajdują się ślady bądź wydarzenia z Pani życia?

M.L. Bardzo wiele. Nie zdradzę które, ale w moim przypadku nie da się tego uniknąć. Życie i sytuacje z nim związane kumulują się w mojej głowie i wypływają nagle ubrane w nowe „szaty”. Przyznać jednak muszę, że przy trzeciej powieści, którą właśnie kończę, jest mnie chyba ciut mniej, tak jakbym już „wykorzystała” większość historii, a te stwarzane są kreowane od zera. Przemycam w niej jednak i tak swoje przemyślenia oraz teorie życiowe. 

2. Ludzie często bywają przykrzy, nie stronią od kąśliwych komentarzy i uwag (choć nie zawsze one są zgodne z prawdą), niszczą czyjąś pracę i marzenia. Czy Pani ma swój własny sposób na radzenie sobie z krytyką?

M.L. Niestety nie i przyznam szczerze, że wcale nie radzę sobie z krytyką ani wobec mnie, ani wobec innych, zwłaszcza, że często ma podłoże hejtu, a nie krytyki konstruktywnej. Tej drugiej dobrze jest posłuchać i przemyśleć, co często czynię.

3. Wielu ludzi pisze do szuflady, za bardzo boją się pokazać swoje dzieła światu. Co powiedziała by Pani takim ludziom, jak zmotywowała, aby uwierzyli w siebie i ukazali dzieła światu?

M.L.Koniecznie trzeba pokazywać co się robi bez względu jakiego rodzaju jest to sztuka. Nie należy jednak robić tego dla poklasku, sławy czy pieniędzy, lecz po to,by dzielić się swoją wrażliwością. Gdy jednak nie czujemy się na siłach, lub gdy nie chcemy- nie róbmy tego. W życiu nie wolno robić nic na siłę. NIC.
 ----------

I moje pytania:

1. Analizując każdą możliwość, co zabrałaby Pani na bezludną wyspę?

M.L. Nie wybiorę jednej rzeczy...nie ma takiej możliwości :)...zabieram męża (wyspa staje się zaludniona), tonę papieru i ołówki oraz  „Hrabiego Monte Christo” :)

2. Zakładając, że Niebo istnieje, co chciałaby Pani usłyszeć od Boga u bram Raju?

M.L. Może...:  „ Wracaj na ziemię i napisz coś jeszcze” :)

Na koniec zabawa w skojarzenia – słowo za słowo:

życie – miłość
śmierć – smutek
miłość – szczęście
szczęście –  miłość
dzieciństwo – radość
młodość – nadal
książka – zawsze
film – lubię
muzyka – perkusista
Ojczyzna – miejsce

Mam nadzieję, że bardzo Pani nie wymęczyłyśmy. Dziękuję bardzo.

M.L.To był dla mnie zaszczyt... to ja dziękuję. Pozdrawiam wszystkich i podziwiam za kreatywność przy zadawaniu pytań. Bardzo trudno wybrać zwycięzcę :(

...Skoro jednak powinnam, wybieram: Siostry dają radę.


Dziewczyny Siostrzyczki gratuluję i za chwilę wyślę do Was e-mail J